Zapadał zmrok, podjechaliśmy do zamku, bo się Jurek uparł i chwała mu za to. Chcemy wejść, ale przejścia bramy strzeże klucznik - koleś w ramonesce z najgrubszymi szkłami w okularach, jakie kiedykolwiek widziałam. Osiemnasta, już chce zamykać (cholerny Bolków zamknięty od 1,5 godziny). Przekonujemy, błagamy, trzepoczemy rzęsami - udało się! Wbiegamy do ogromnego zamku, a właściwie na podzamcze - w promieniach zachodzącego słońca zamek jest magiczny. Z daleka wygląda jak zwykły budynek, w którym wybuchła bomba, z bliska jest wspaniały, jesteśmy sami w całej posiadłości, wyobraźnia działa podsuwając niesamowite obrazy.
Najbardziej magiczne miejsce z całej wyprawy. Pan klucznik w dodatku zaczął nam opowiadać historię zamku i okolic - słuchaliśmy urzeczeni patrząc na gasnące słońce. Dziękujemy Panie Kluczniku!
(acha, zamek oczywiście prywatny, więc otwarty do ostatniego gościa, qurde!)