Prom Roth - rewelacyjny guest house, naprawdę można się tu poczuć jak u starych znajomych, gospodarze pomagają z szerokim uśmiechem na ustach w najdrobniejszych kwestiach, a w tych dużych ich życzliwość jest po prostu zbawienna. Skromne, ale czyściutkie pokoiki, ale przede wszystkim atmosfera jest tu niepowtarzalna - nasz najlepszy nocleg ever.
Miasteczko Siem Reap - bardzo sympatyczne. W sumie można je sprowadzić do kilku ulic, ale za to malowniczych, tętniących życiem w taki fajny sposób (nie jak w Tajlandii - hałas i smród). Główna ulica Pub Street (a jakże!) - jak sama nazwa wskazuje aleja restauracyjek wszystkich kuchni świata - i to w najlepszym, a niewiarygodnie tanim wydaniu. Zachowując podstawowe zasady bezpieczeństwa (nie zostawianie rzeczy bez opieki i nie dyndanie torebeczką, czy aparatem) czuliśmy się tu bezpiecznie.
Angkor...
MUST SEE. Nam 3 dni na poznanie Angkor było za mało. Jest niesamowity, piękny, monumentalny, tajemniczy, uroczy, zatłoczony ( :/ ), zjawiskowy, mistyczny, majestatyczny, zachwycający, ogromny, wspaniały. Zdecydowanie bardzo.
*Ta podróż już się odbyła, stąd skrótowe opisy, dopiero panując nową do Ameryki Południowej i Środkowej odkryłam ten blog, więc na szybko wklepałam niektóre miejsca, gdzie dotychczas byliśmy. Mam nadzieję, że uda nam się pisać go na bieżąco z naszej Wielkiej Wyprawy Na Podbój Ameryki :)))
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania odnośnie miejsc, które odwiedziliśmy - śmiało piszcie, postaramy się odpowiedzieć.