A mówiłam, żeby nie iść! No i stało się, to, co miało się stać: wyglądamy jak skwarki mimo, że jeżeliśmy w cieniu cały czas! Nie licząc dojścia do wody, bycia w wodzie i powrotu... Hmm, a propos wody, to jak dobrze pójdzie, to po tej podróży będziemy mieli pośrednio zaliczone wszystkie trzy oceany! Tajlandia - Indyjski, Cancun - Atlantyk, Lima - Pacyfik :)
Wracając do meritum: efekt jest taki, że jesteśmy buraki czerwone i kurczaki pieczone. Teraz leżę wysmarowana jogurtem a Jureczek ufa okładom z mokrego ręcznika. Tak, byliśmy wysmarowani kremem z filtrem :)
Niemniej dzień zdecydowanie udany, bo oprócz ciężkiego lenistwa na plaży polowaliśmy też na ptactwo - droga na plażę wiedzie wśród mokradeł sponsorowanych przez lacoste'a (bo wszędzie są znaczki krokodyla) i tam siedzi mnóstwo cudownych ptaków - mamy wspaniałe zdjęcia! (nie Mamusiu, nie podchodziliśmy do mokradeł robiliśmy na dużym zoomie) :)
Jutro opuszczamy gościnne Casitas i ruszamy do pierwszych ruin Majów na naszej trasie: Tulum.
Wydatki (ceny transportu i noclegu za parę):
10 ps colectivo na plaze
280 ps plaza (drinki, enchilada)
10 ps colectivo do domku
21 ps woda i jogurt
370 nocleg Casitas Kinsol