Podróż przez równik rozpoczęła się przykrym akcentem, bo chciwi strażnicy zakosili Jurkowi malutki otwieracz do butelek, który dostał od Tomka, a który miał przywieszony do kluczy. Otwieraczyk przeleciał z nami przez 5 lotnisk Europy i 3 Azji, a nawet 2 lotniska w Meksyku, ale dopiero tu stał się niebezpieczny. Gnoje :(((
Widoki z samolotu oglądaliśmy w milczącym zachwycie, Lima z lotu ptaka jest niesamowita, a widzieliśmy już parę miast nocą z góry. Zobaczymy ją za prawie trzy tygodnie. La Paz - cudowne miasto. Jest nierealne, położone w kotlinie z ostatnimi piętrami wieżowcóP ginącymi w chmurach. Całe zbocza doliny usiane są gęsto domami, co w nocy wygląda niezwykle spektakularnie.
Na lotnisku ścięło nas ciśnienie - choroba wysokościowa objawiła się sporymi zawrotami głowy, nogi zrobiły się gliniane i ciężkie i na głowę spadła wielka, ciężka czapa. Na szczęście nie bolało, spodziewałam się czegoś gorszego, przeszło prawie zupełnie po godzinie. Zapadliśmy w kamienny sen.