Wstajemy wyspani i uśmiechnięci - jesteśmy w Meksyku!!! Pierwsze w świadomość wdzierają się ptaki: świergot za oknem tak totalnie różny od rodzinnego, a tak samo radosny :)
Smarujemy się szybko kremem z filtrem od stóp do głów, ubieramy i spadamy! Nasza uliczka - jak na filmach! Garbusy, zdezelowane pojazdy różnych marek i maści, grube Meksykanki i grubi Meksykanie, kolorowe drzewa i domy, a wszystko w zalewie słonecznej i przejrzystości powietrza podbijającej kolory do bólu oczu :). A potem dotarliśmy do morza. No mamy porównanie. W Tajlandii morze bajeczne. To tutaj wydaje się jeszcze piękniejsze, może dlatego, że właśnie nad nim jesteśmy ;). Odcieni turkusu, zieleni, niebieskiego, seledynu, żółci, błękitu i granatu Jest tak wiele, że stoimy gapiąc się bez końca. Dzień spędziliśmy pracowicie leżąc w cieniu parasola, na wodzie, bądź na piasku, w przerwach jedząc burito, enchiladę, quesadillę i tacos (ciekawe, kiedy mam się znudzi) i popijając piwko, daikiri mangowe, pina coladę i soczek z marakui :)))
Jureczek wygląda jak Indianin (bo nie słucha żoneczki, jak mu mówi, żeby zszedł już ze słoneczka), ja ostrożniej, ale też mnie wzięło :)
To był baaardzo miły dzień :)))))
Wydatki:
38 peso 7eleven
120 peso śniadanie (burito piwo sok kawa)
330 plaza: 6 drinków + jedzonko i 3 piwa
180 kolacja
38.5 7eleven
137 apteka na gardło i aloes po opalaniu
370 nocleg/pokój Casitas Kinsol