Campeche
Drugi dzień w Campeche upłyną pod znakiem leniuchowania. Żadnych dalekich wypadów. Zrezygnowaliśmy z pierwotnie zakładanego planu wizyty w mieście Majów - Edznie bo słońce pomimo morskiej bryzy gotuje powietrze do temperatur rzędu 42 st. 08.06 zaczeliśmy wycieczką objazdową po mieście, których osobiście nie cierpię. Przynajmniej było w cieniu, po hiszpańsku więc nic nie zrozumiałem, ale za to zobaczyłem gdzie udać się pieszo :). Po wycieczce przyszła pora na piesze zwiedzanie. Dla mnie dużo ciekawsze bo można wszędzie wejść. Tym samym udało się zobaczyć najstarszy uniwersytet Campeche, dziś coś na kształt podstawówki połączonej z liceum. Ładne mozaiki na ścianach o tematyce majów i pomnik patrona w płaszczu pokrytym motywawmi majów. Ładne. Ciekawy kościół Jezuitów z jedną wbudowaną latarnią morską, dziś własność Instytutu Campeche.
Całe stare miasto jest bajeczne i kolonialne. Gdyby nie samochody możnaby pomyśleć że czas się cofną. Wystrój mieszkań Campechan zasiedlających starówkę można opisać jako przełom 19 i 20 wieku. Meble, stare urządzenia wszystko jak z muzeum. Dodaje to dodatkowego uroku miastu. Poza murami starego miasta idąc w kierunku bulwaru nad morzem architektura zmienia się na bardziej jakby to ująć "nowoczesną" :). I tak oto mamy tu spodek kosmiczny. Stojąc przed nim zwłaszcza nocą, jesteśmy na planie filmu Bliskie spotkania III stopnia. Iluminacja potęguje wrażenie tylko na stopniach prowadzącego do wnętrza "trapu" brakuje długoszyjich obcych (pewnie trzymaja ich w budynku obok gdzie przy wejściy 24h stoji wojsko i policja uzbrojeni w karabiny automatyczne. Obok spodka stoją a jakże 2 piramidy. Nie, nie majów. Takie jak w egipcie a w zasadzie bardziej przed Luwrem :))). Też podświetlone. To nie koniec podobieństw do Paryża gdyż na bulwarze jest łuk triumfalny, a tak naprawdę to 4 łuki :))) takie na miarę "naszych możliwości" tutaj meksykańskich - pastelowo niebieskich. Na bulwarze jest też ładny pomnik uwieczniający jakiegoś władcę majów w towarzystwie misjonarza z krzyżem i konkwistadora. W części nadmorskiej można znaleźć też parę bardzo ładnych murali z których 2 szczególnie przykuły moją uwagę techniką i jakością wykonania. I tak dzień upłynął na oglądaniu miasta i spożywaniu dużych ilości trunków. Na szczególną uwagę zasługuje tu pyszny napój lokalny Chaya con pina który wg karty w restauracji jest zrobiony z ananasa. Ochrzciliśmy go nazwą "zielony" gdyż taki ma kolor, a w dodatku smakuje jak słodkie kiwi, ale co ja tam wiem może dla meksykan to ananas ;). To był kolejny upalny dzień w meksyku. Ciekawostka: odbierając pranie na ścianie pralni odkryłem zdjęcie Campeche z 1917 r na którym opisana powyżej piramida przy spodku kosmicznym już stoi!!! Czyli to francuzi ściągneli ;)
Ciekawostka 2: mają tu w kościele San Roman na ołtarzu czarnego Jezusa - rzeźba z 1565 r jest szczególnie ważna dla Campechan i często utożsamiana z tym miastem.
Wydatki (ceny biletów i noclegu za parę):
160 peso wycieczka po miescie
17.5 peso zakupy
160 peso obiad
40 peso zielone soczki
130 peso sniadanie
27 peso wejscie do muzeum
27 peso pranie
213 peso nocleg Hotel Colonial - no wifi :(((