Leżę biorąc antybiotyk, Jureczek biega po mieście ze znajomymi poznanymi w Uyuni. Mieszkamy w tanim hostelu Cacutus, który ma klimatyczną kuchnię na dachu z widokiem na część wzgórza, w dwójce z 'łazienką' mniejszą od stojącej w pokoju szafy (to nie jest przesada), za jedyne 70 soli czyli ze 30 zł za pokój. Hostelik jest przy najfajniejszej uliczce miasta: Witch street, gdzie siedzą wszystkie te boliwijskie babiny w charakterystycznych melonikach i sprzedają od sweterków z alpaki przez liście koki po zasuszone zwłoki lamiątek - to ma podobno przynieść szczęście, jak się postawi w domku - brrr! Jest niesamowicie tanio, tak przyjemnie... :)))