Dla odmiany wstaliśmy o 5 rano, zjedliśmy omlety i ruszyliśmy z powrotem. Jureczek wszedł na górę w 2,5 godziny, Blania zrobiła trasę w 2,0! Na osiołku! :))). To wcale nie było takie proste, osiołek trasę znał i mówić mu, gdzie ma chodzić nie trzeba było, ale czasem szedł skrajem przepaści, a czasem wspinał się ostro pod górę i utrzymanie się na nim wymagało trochę wysiłku. Przyjemność kosztowała 60 soli, na drugim osiołku jechał nasz plecak.
Potem małe śniadanko w Cabanacondzie i bus do Arequipy za 15 soli. Odebranie plecaków, załadowanie relacji (taki był plan, ale nie wyszedł) i złapanie nocnego busu do słynnego Nasca, gdzie na środku pustyni kosmici wyryli gigantyczne rysunki zwierząt. Spaaać...