Na północy Namibii żyje plemię Himba - czerwoni ludzie mieszkający w lepiankach z - za przeproszeniem - krowiej kupy, ktorzy smaruja się cali ochrą i nie myja NIGDY. Żyją zgodnie z naturą, tak jak ich przodkowie kilkaset lat temu. Ze zgniłej cywilizacji zaadoptowali zapałki i kubki, zdarza się zobaczyć krzesełko. Biletem do ich wioski jest worek mąki, albo ryżu i dobre maniery. Rzecz jasna najrozsądniej jest przybyć z przewodnikiem, wtedy można się dużo o nich dowiedzieć i uniknąć gafy. Fajne przeżycie, cudowne zdjęcia :). Jureczek został obsiądnięty przez dzieciaczki, kiedy zaczął im pokazywać zdjęcia w aparacie i nie mógł się spod nich uwolnić :). Uprzejmie kupiliśmy ręcznie wykonane precjoza (niestety, jednak pieniądz rządzi światem) i pożegnaliśmy przyjaznych Himba by ruszyć w dalszą drogę.
Tera dla odmiany ciagniem na południe. Naszym, a na pewno moim, głównym celem tej wyprawy jest najbardziej zezwierzecony Park Narodowy Namibii - Etosha. Spod granicy z Angolą do Etoshy jest z 600 kilo, to naszym potworkiem trza podzielić na dwa gryzy. O dziwo droga mineła, aż sie boję, bez usterek! Mam nadzieję, że wyczerpaliśmy tfu tfu! limit ;)
Stanęliśmy na super campingu Oppie Koppie, gdzie z pewnymi wyrzutami zjedliśmy przepyszne steki z zeberki i zyrafki ;/ i gdzie - jak widać jest net i wifi! :D