Wstalismy po raz pierwszy od dawna niespiesznie, na spokojnie jedzac sniadanko i delektujac sie kawka w pierwszych promieniach slonca rozlewajacych sie po schodzacym do wody rzadko dotad spotykanym dywanie trawy. Bylismy jedynymi goscmi na campingu (w luksusowych bungalowach bylo sporo bogatych Germanow) i chyba z tego powodu cala noc pilnowal nas uzbrojony w strzelbe straznik - trudno stwierdzic, czy chonil nas przed ludzmi, czy zwierzetami, mimo, ze caly osrodek otoczony byl siatka. Krokodyli, ku rozczarowaniu Jureczka i mojemu uspokojeniu nie bylo widac. Zagadnieci tubylcy stwierdzili, ze stan wod jest zbyt niski (w Namibii jest teraz zima czyli pora sucha) i potwory przeniosly sie do Wielkiej Zambezi. Czyli naszej nastepnej destynacji, moje biedne nerwy... ;)